Thursday 20 December 2007

Jak coś, to widzimy się na pasterce.

Koniec grudnia ssie pałkę. Regularnie, co roku to samo. Dlatego znikam w swojej górskiej kryjówce i nie ma mnie do przyszłego roku.

Soundtrack na koniec: - The High Llamas - "Snowbug".

Sunday 16 December 2007

I ja mogłem zostać świętym Mikołajem

I zostałem. Wczoraj (jak podaje jedna z gazet, w której pracuje kilku oderwanych od rzeczywistości idiotów i jedna fajna praktykantka) rozdaliśmy dzieciom 2000 paczek świątecznych. Liczba nieco przesadzona, ale dzieci i tak były zadowolone. Radek i Max zasuwali razem ze mną. Wolontariat jest ok, najlepszą zapłatą był dla nas uśmiech dzieci i obietnica, że przyszłoroczna pokojowa nagroda Nobla trafi w nasze ręce.

Monday 10 December 2007

Yesterday was dramatic, today is OK

W sobotę poleciałem na pełnym ogniu i po bandzie. Zaliczyłem dwie imprezy. Na pierwszej wszedłem na orbitę, na drugiej orbitowałem na parkiecie. Wczoraj nastąpił dosyć bolesny powrót z orbity, w związku z czym zawieszam program kosmiczny na jakiś czas.














Próbowałem dostać się do zoo od strony wybiegu dla lwów.

Friday 7 December 2007

Samoprowadzący się samochód

Dzień dobry. Przedstawiam dziś wszystkim mój samoprowadzący się samochód. Mam go już od lat. Cała zabawa z nim opiera się na jednej, dziecinnie prostej zasadzie: wsiąść i jechać. Samochód sam wybiera prędkość z jaką się porusza oraz trasę. Czasem wybiera prostą i nieciekawą drogę, kiedy indziej pokręconą ale z wyjebanymi landszaftami, czasem usłaną różami, a czasem wyboistą, czasem pod górkę, ale potem zawsze z górki. I chociaż nie mam najmniejszego wpływu na trasę to uwielbiam nim jeździć i zawsze jestem kurewsko ciekawy jaką trasę zaplanował na najbliższe dni, tygodnie, miesiące. Teraz też, chociaż staram się o tym tak bardzo nie myśleć. Po prostu gapię się przez okno.















Widok ze środka

Monday 3 December 2007

Serce psa przestało bić.

Ubiegły tydzień upłynął pod znakiem hektolitrów wypitego alkoholu. Na szczęście nie dla mnie, bo wszystkie okazje żeby się napić (a było ich trochę) ominąłem szerokim łukiem. Ostatnie kilka dni spędziłem na dzielnicy. Głównie spacerowałem.














Ulubieniec wszystkich














JP 100%














Pozdrowienia z SBSZW

Sunday 25 November 2007

Trzy kokakole

Przez ostatnie parę dni zdarzyło się tyle, zarówno bardzo złych, jak i bardzo dobrych rzeczy (plus kilka, których nie pamiętam, ale wiem, że się zadrzyły), że nawet nie wiem jak zacząć o tym pisać. Właściwie to wymyśliłem, że najlepiej będzie jak wkleję swoją fotkę i nie będę pisał nic. Jak ktoś jest bardzo ciekawy co się działo to niech do mnie zadzwoni.














Trzy kokakole, proszę.

Tuesday 20 November 2007

Jak zostałem kierowcą

To proste. Skończyłem studia prawnicze, wylali mnie z pierwszej pracy, później z żądzy zysku i dla urozmaicenia sobie życia pojechałem pomagać rozwieszać plakaty, w drodze powrotnej mieliśmy dzwona i wtedy zaoferowałem swoją magiczną niebieską kapsułę jako środek transportu i siebie jako kierowcę. Proste, prawda?
Niebieskiej kapsule niestety bardzo szybko znudziła się praca (niespokojny duch jak ja) i dzisiaj odmówiła współpracy. Namawianie jej aby pojeździła jeszcze trochę było na szczęście krótkie, lecz niestety kosztowne (przekupna, też jak ja). Ech, życie.















Średnio wyspany, ale zadowolony.














Kancelaria dla Ziomów!

Monday 19 November 2007

I see dead people

Dziś, ok. 5.30 kiedy otworzyłem oczy nad moim łóżkiem stał duch kilkuletniej dziewczynki. Nic nie robił(a) tylko stał(a) i się gapił(a). Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić (a w takim wypadku jedyną rozsądną opcją jest schować głowę pod kołdrę) duch rozpłynął się. Oczywiście byłem zaspany i wszystko mogło mi się tylko wydawać, ale nie sądzę. Mam nadzieję, że więcej się nie pokaże. Głupi duch!

Saturday 17 November 2007

Planningtorock tonight














Radek załatwił mi taniej botoks.


Soundrtack na sobotę: Planningtorock - "Have it all".

Friday 16 November 2007

Czwartek














Discopope górnikom polskiej miedzi.














Ulubieniec czytelniczek.

Wednesday 14 November 2007

Adolfik

Krzyczy na zdjęciach. Po prawej Zły Wujek
















Tuesday 13 November 2007

Wycieczka krajoznawcza po Dolnym Śląsku

Dzisiaj odbyłem rajd na trasie Złotoryja - Legnica - Lubin - Głogów - znowu Lubin - Wołów - Syców - Wrocław. Na 420 kilometrze doszło niestety do drobnej kraksy. Ukończyliśmy na ostatnim miejscu.














Spiderman














Fabia się zepsuła














Bal maskowy w Lubinie














Max Perwert

Sunday 11 November 2007

Weekend ludzi twardych jak masło z lodówki

Weekend był całkiem udany, choć dosyć niespokojny. Nie licząc niedzielnej śnieżycy (a nie mówiłem, że zima idzie) ogólnie było Pogodno. Fotolovestory poniżej.















The Worst MC.














As przestworzy.














Oncle Piotr et Madame Savoir Vivre.














Konkurs na minę wieczoru.














Radość vs zaduma.














Delegacja z MON.

Thursday 8 November 2007

Zima idzie

Przez tą popieprzoną pogodę nawet nie zauważyłem kiedy z niedzieli zrobił się czwartek. Nadszedł czas na moją ulubioną mantrę: "Znowu nic nie zrobiłem. Od jutra się biorę."














Inuici palą ajsy.

Sunday 4 November 2007

Dzień Trupa

Święta bardzo spokojne. Spotkałem w nocy na cmentarzu dwoje znajomych z podstawówki, których nie widziałem od kilku lat. Po krótkiej autoprezentacji oraz wymianie serdeczności i plotek padło pytanie: "Ej, a macie już dzieci?". Wszyscy odpowiedzieliśmy negatywnie (czyli właściwie bardzo pozytywnie) i rozeszliśmy się, obiecując sobie spotkanie w tym samym miejscu za 5 lat (zawsze ktoś rzuci ten czerstwy żart na koniec). Poza tym nic. Oglądałem w TV "Ucieczkę Chrystusa z Atlantydy". Bluźniercze i porażające dzieło. Polecam.















Akcja "Znicz" - czyli coroczne spotkanie sado-maso o pólnocy pod krzyżem (Bart nie było Cię!).














Spirited Away na cegielni.














Jelenia w nocy widziana z pokładu "Paryżanki" rozmywa mi się w telefonie.

Wednesday 31 October 2007

temp

Dzisiaj to był jakiś dziwny dzień. Nie wiadomo kiedy się zaczął, a już się skończył. Miałem zrobić tysiące rzeczy. I zrobiłem. Tylko, że inne niż sobie zaplanowałem. W dodatku pogoda była chuj wie jaka, a za oknem leżał styropian udający śnieg, który tylko mnie dezorientował (a właściwie wkurwiał).
A w ogóle to mam ostatnio poczucie tymczasowości wszystkiego. Nie wiem czym się zajmuję od kiedy skończyłem studia. Wydaje mi się, że co pół godziny czymś innym. I w ogóle wszyscy ciągle gdzieś wyjeżdżają albo skądś przyjeżdżają, albo ja gdzieś jadę albo wracam. I wszyscy się rozchodzą albo schodzą albo znajdują sobie nowych partnerów/partnerki, z którymi nie są za miesiąc (pomijając smutne wyjątki, które są ze sobą od zawsze). I ja już właściwie nie wiem czy ktoś jest tu czy tam i czy z kimś jest, czy może w ogóle go nie ma, czy może mnie tam nie ma gdzie ten ktoś jest (z kimś). Przestałem się przyzwyczajać do ludzi i miejsc. Kiedyś było prościej.
Może jutro będzie mi się wydawać inaczej.

Soundtrack od dawna: Post Industrial Boys - "Trauma".

Monday 29 October 2007

Art weekend w Arturowie














Monodram "Helmet" w wykonaniu Marcina (9.l) z Ośrodka dla Dzieci Przeznaczonych do Upokorzeń i Strasznych Tortur (ODPUST) przy archidiecezji wrocławskiej.














Odtwórca roli pieska














Przedstawienie pt. "A keczup?" w wykonaniu grupy artystycznej im. Ronalda McDonalda














Od lewej: naddyrektor artystyczny, dyrektor artystyczny (i cieć w jednej osobie).

Thursday 25 October 2007

Rejs z Kapitanem Igloo i niespodzianka

Tak w skrócie wyglądał mój dzień.














Poranny entuzjazm
















Niespodzianka! Raczek jest gejem!

Wednesday 24 October 2007

Ostatni dzień wakacji

Post sponsorowany przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, Eli Lilly and Company (producenta Prozac`u) oraz Stowarzyszenie "Stop Empatii".

Ostatnio bardzo często docierają do mnie sygnały (szczególnie od tzw. płci pięknej) o atakującej znienacka jesiennej depresji. Biorąc pod uwagę skalę zjawiska, można mówić już o epidemii (albo o modzie). Stąd mój dzisiejszy apel: "Weźcie się w garść do jasnej cholery". To, że pada i jest zimno to jeszcze nie powód, żeby odkurzać kasety Joy Division i płakać przy lampce wina i zdjęciu byłej/byłego/przyjaciółki z wakacji/obiektu westchnień, który permanentnie ma Was w dupie/psa, który nie wygrał heroicznej walki z rakiem/itp.

Przecież Bracia Panczo śpiewali (może dla jaj, ale jednak), że "najważniejsze w życiu jest, szczęście dzielić z innymi i uśmiechać się". I ja rozumiem, że jeśli nie jest się pracownikiem Caritasu na misji w Burundi to ciężko się cały czas szczerzyć i dzielić szczęściem z innymi (szczególnie gdy nie ma się z kim), ale użalanie się nad sobą to naprawdę wyjątkowo niefajne zajęcie.

Po co się męczyć i zatruwać życie sobie i innym? Lepiej wyjść na spacer, napić się czekolady, kupić coś sobie, strzelić samobója (ŻARTUJĘ!!!), albo spotkać się z kimś (najlepiej kimś kogo się nie lubi - wkurwienie najlepsza metoda na doła), a najlepiej odwiedzić najbliższego psychiatrę, który zdołowanym służy radą (gorsza opcja) lub receptą (lepsza opcja).















U Was jesień, u mnie lato.

Monday 22 October 2007

Pierwszy dzień wakacji

Poniżej "rebuszagadka". Rozwiązanie w najbliższym numerze Bravo.















Sunday 21 October 2007

Spokojny weekend














Jesień na SBSZW.















Plener w Cieplicach














60 lat Norwida. Most pokoleniowy: uczennice-absolwenci














Vote for peace. Foto by Wuj.

Friday 19 October 2007

Today is the tomorrow you were promised yesterday

Klocki się rozsypały. Klocki się poskładały. Cerebrastenia pourazowa będąca skutkiem ostatniego weekendu na szczęście minęła. W ramach rehabilitacji jadę dziś na Sobieszów gdzie czeka mnie przede wszystkim boski chill. Rehabilitacja potrwa nawet dłużej bo dostałem dziś rano od (ex)szefa nieograniczony, niepłatny urlop, bez prawa powrotu.

Soundtrack na urlop: Stacey Pullen - "Today is the tomorrow you were promised yesterday"














Klocki się poskładały. Pytanie, czy tak samo jak wcześniej.

Tuesday 16 October 2007

Prawie czarny poniedziałek

Nic się wczoraj nie kleiło. Byłem niespokojny, nieposkładany i poryty. Na szczęście wieczorem coś się zaczęło układać. Kulminacja nastąpiła ok.23. Późny wieczór był słony. Boski chill.

Ej, sorry Bart, nie zmienię Twojej foty. Ta jest ok.

Monday 15 October 2007

Właściwie

Właściwie to trochę mnie wczoraj poniosło z tym ostatnim postem. Nie ma u nas takiej patologii. Wcale tak dużo nie wypiliśmy, trzaskania po ryjach nie było, poleciało tylko kilka płaskich, żule wyzywały nas, krzesło się tylko gwałtownie przesunęło, dzwoneczki uszkodziły niezauważalnie, a piłka i tak była stara. Właściwie to chyba nic się wczoraj nie działo, albo mi się śniło, że nic się nie działo. Albo teraz mi się wszystko śni. Właściwie to nie wiem.

Sunday 14 October 2007

Patologia!!!

Weekend był ciężki, trzy dni ładowania wódy, ale to co się stało w niedzielę późnym wieczorem to było przegięcie pały i mistrzostwo patologii. Wypiliśmy morze wódki, trzaskaliśmy się po ryjach, rzucaliśmy krzesłami i kubkami z balkonu, wyzywaliśmy Szczepińskich żuli, rozjebaliśmy piłkę nożem i dzwoneczki kopami plus takie tam. Klasyka odjeby i zlasowanie mózgów. Jestem chory. Moi współlokatorzy też. Dobranoc!!! Rano idę do pracy.

Zaśnij na zawsze

Weekend był za ostry. Za ostry! Rozumiecie??? ZA OSTRY!!! Chuja rozumiecie. Fotolovestory poniżej.





























(zmiana fotki na specjalne życzenie, a właściwie żądanie Bart`a)















































Sunday 7 October 2007

5 powodów, dla których lubię Jelenią














Miejsca. Na zdjęciu Plac Piastowski i Budżi















Ludzie. Zryci wiadomo















Śmiechy. Bo śmiech to zdrowie















Imprezy! Support: The Doors, Sex Pistols i Nirvana.















No i ja! Beze mnie to miasto nie byłoby takie fajne.