Tuesday 16 December 2014

Thin privilege

Dzisiaj wyjątkowo o czymś. Thin privilege. Bardzo zabawna teoria autorstwa chorobliwie otyłych mieszkanek Stanów Zjednoczonych. Wierzą one, że zachowanie szczupłej części społeczeństwa wobec nich jest pewną formą ucisku, prześladowania identycznego, jak rasizm. To tylko i wyłącznie zachowanie okrutnych fatofobów jest przyczyną ich problemów takich jak: konieczność noszenia ogromnych bezkształtnych worków zamiast ubrań, kupowania dwóch miejsc w samolocie, wysłuchiwania od lekarzy, że wyglądają niezdrowo czy też braku chłopaka. Co więcej wierzą one, że przyczyną tychże problemów, w żadnym wypadku nie jest spożywanie absurdalnych ilości wysokotłuszczowych posiłków. Nie. To po prostu wina fatofobicznego społeczeństwa.
Jako, że za oceanem owa teoria trafiła na wyjątkowo podatny grunt, zastanawiam się czy za kilka bądź kilkanaście lat w społeczeństwie absolutnej politycznej poprawności fatofobiczne zachowania nie będą uznane za niedozwolone i traktowane na równi z wszelkimi przejawami rasizmu czy też homofobii. Czy dożyjemy czasów gdy dwustukilogramowa kobieta z symbolu chorobliwego łakomstwa i niewyobrażalnego lenistwa przeobrazi się w symbol dumy w walce z uprzedzeniami zepsutego społeczeństwa. Albo czasów, w których sugestia, że taka osoba powinna coś zmienić w swoim życiu w trosce o zdrowie, będzie traktowana podobnie jak obecnie twierdzenie, że homoseksualizm można wyleczyć, czyli jako fatofobiczna mowa nienawiści. A już najbardziej ciekawi mnie czy (a właściwie kiedy) ta zabawna teoria przywędruje do kraju, który zawsze tak chętnie łyka wszystko co amerykańskie. Jeśli tak się stanie to pamiętajcie, że ja pierwszy tu o tym pisałem. Pierwszy fatofob RP.

















Obrazek zastępczy bo telefon zepsułem.

Saturday 22 November 2014

Spending My Time

Właściwie zamiast pisać co u mnie mogłbym w tym miejscu wkleić tekst piosenki "Spending My Time" pewnego szwedzkiego zespołu, popularnego 20 lat temu (z pominięciem fragmentów o nieszczęśliwej miłości oraz o piciu kawy) i wyszłoby na to samo. W szczególności wytłuściłbym linijkę "Watching the days go by", gdyż tym zajmuję się ostatnio przede wszystkim.








Tuesday 14 October 2014

Się jeń

I tak lato płynnie przeszło w polską złotą, która niebawem zmieni się w szarą depresyjną. U mnie to samo. Czyli praca, praca, praca, praca, praca, dom, dom. Głównie byłem tu, parę razy tam, a zdarzyło się też, że tamto było tu. Z wizytą. Aktualnie w związku z wyjazdem mojej lepszej połowy (a właściwie lepszych 2/3) oddaję się sportom wszelakim oraz spożywaniu wysokoenergetycznych posiłków o tzw. absurdalnych porach.























Soundtrack na jesień: Opera Multi Steel - "Regret qui s’écaill"

Tuesday 2 September 2014

Trzy

Typowy pobyt nad polskim morzem, czyli smażenie się cały dzień na własnych, ogrodzonych parawanem dwóch metrach kwadratowych plaży z obligatoryjnym petem i bronksem z puszki, na obiad smażona ryba (prosto z delty Mekongu) z frytkami, wieczorem klabing w topowych miejscach w towarzystwie byczków z tribalami i foczek w cętki, bicie rekordów na automacie bokser, sandały, skarpetki, kebab z mikrofalówki i tradycyjne malowanie swastyki z henny na czole. Tak mogły wyglądać moje wakacje. Niestety, nie zdecydowałem się w tym roku na Mielno.
Trzynaście dni we Trójkę w Trójmieście. Tak wyglądały moje wakacje. Oprócz atrakcji czysto towarzyskich (pozdrawiam Gosię) robiłem zdjęcia klocków w Gdyni, podążałem tropem fekalnej zagadki Sopotu (i to nie prawda, że warszafka na mociaku tak śmierdzi, bo okazało się, że to śruta sojowa), sprawdzałem czy Wisła naprawdę uchodzi oraz czy placki na Świętojańskiej są odpowiednio cienkie.
Potem nastąpił powrót do stolicy i tradycyjne bolesne zderzenie z rzeczywistością. A na pożegnanie wakacji pojawiła się z roboczą wizytą delegacja z heimatu.  Wspólnie odbyliśmy (o ile pamiętam) powolny przelot ulicami miasta, utrzymany (raczej) w konwencji onirycznej, ilustrowany (prawdopodobnie) rycinami Schulza.






Sunday 10 August 2014

Urlop

Sierpień w przeciwieństwie do lipca bardzo spokojny. Właśnie zacząłem urlop. Ostatni raz 2 tygodnie pod rząd wypoczywałem 2 lata temu. Jadę pławić się z ulwami i morszczynami w tzw. polskim morzu. Pogody się nie spodziewam, natomiast liczę na tradycyjną wojnę polsko-polską codziennie rano przy szwedzkim stole. Do ostatniej parówki.


Thursday 31 July 2014

Pół cytryny

To był lipiec! Ostatecznie zdążyłem ze sprzątaniem na przyjazd dziewczyn. Potem teleportacja w Karkonosze i szalone wesele. Na trzy dni wojcieszyckie pola zapłonęły, były tradycyjne hulanki i swawole, a także konkurs skoków do wody z trampoliny, inny konkurs, który nie wiem kto wygrał mimo, że byłem w jury oraz walki psów i bohaterskie przejęcie namiotu animacji dla dzieci. Po powrocie do HQ upalny tydzień z demonem, basenem, sauną oraz treningami speedmintona i tego drugiego sportu. Następnie udane budowanie przyjaźni polsko-tahitańskiej nad Wisłą (wiedzieliście, że na Tahiti piwo kosztuje pięćset żółwi - szok). Potem jeszcze jeden skok w Karkonosze, oglądanie słoni morskich w Libercu oraz otwarcie (i zamknięcie jednocześnie) sezonu grillowego.

Na koniec dobra rada. Jeśli źle się czujecie, jesteście ogólnie rozbici albo jest Wam na przykład zimno, to zjedzcie pół cytryny. Mi zawsze pomaga. Poważnie, wystarczy pół cytryny. Można sobie wycisnąć do szklanki albo zjeść i od razu pomaga. Mi zawsze. Pół cytryny. Spróbujcie. Bo mi pomaga.

Soundtrack na lipiec: John Talabot - "Fin"




Sunday 6 July 2014

Makrela albo śmierć

U mnie lato, urodziny koleżanki (tej samej co 7 lat temu), poza tym mundial, zamulanie samemu na chacie, piątkowy wylot na miasto i wizyta Śmigła na ostatnie ćwierćfinały (był też Maradona i Mięsny). Muszę pamiętać żeby posprzątać zanim wrócą dziewczyny.

Soundtrack na półfinały: New Order - "The Peel Sessions"

















 























Thursday 12 June 2014

Niepokój

Zabawne jak cienka granica biegnie między spokojem a niepokojem. Jej przekroczenie jest świetną lekcją pokory, która przypomina, że fortuna to strasznie humorzasta panna.

Wednesday 4 June 2014

Spokój

Zafundowałem sobie ostatnio odrobinę spokoju nad morzem. Tzw. polskim morzem. Po ostatnim pobycie kilka lat temu, podczas którego nie uświadczyłem ani jednego dnia pogody i który zakończył się wielogodzinnym, krajoznawczym rajdem przez Polskę połączonym ze zwiedzaniem (z prędkością korka w godzinach szczytu) każdej mieściny, w której znajduje się sygnalizacja świetlna, postanowiłem tam nigdy nie wracać. Ale wróciłem. I było ok. Woda brudna jak zawsze, ale pogoda świetna, a ludzi jak na lekarstwo. I jeszcze ta nazwa: Sobieszewo. Kojarzy mi się podejrzanie dobrze. Dlatego planuję powrót.

Soundtrack z odległego brzegu polskiego morza: iamamiwhoami - "kin"


Thursday 8 May 2014

Trzyniec

Pojechałem w sobotę po piwo, sojové řezy i zrobić zdjęcia hucie. Zakupy się udały, zdjęcia też, chociaż huta się schowała.




Wednesday 23 April 2014

I wish I was a sheep instead of a lion

Spokojne święta w górskiej kryjówce. Tradycyjny nocny rajd przez Polskę. Nieudane podejście na Chojnik ograniczone do obejścia tras biegowych wokół.





















Soundtrack na Wielkanoc: Gonjasufi - "A Sufi And A Killer"

Tuesday 15 April 2014

Widzew - Mirów

U mnie tyle co zawsze. Wracam wreszcie na rewiry. 9 miesięcy Chojnika nie widziałem. Po takiej przerwie będę go musiał chyba obejrzeć z bliska.



Friday 4 April 2014

A nie mówiłem

Szast prast i mamy piątek, a ja rozsiadłem w fotelu dzierżąc pysznego schłodzonego IPA. Nawet nie wiem kiedy upłynął tzw. międzyczas pomiędzy tu i w zeszłą niedzielę a tu i teraz. A może w ogóle nie upłynął, skoro upływu nie odczułem a cały czas jestem tu. Sam już nie wiem, ale nie wątpię, że nie zdążę nawet policzyć do trzech, a będę tu i będzie niedziela wieczór. I tak w kółko.




Sunday 30 March 2014

Co jest najlepsze

Czas strasznie zasuwa. Wydaje się, że dopiero zaczął się rok, a już minął kwartał. Ani się obejrzę, a będzie po wakacjach. Potem już tylko święta i karuzela kręci się od nowa. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że przestał mnie zupełnie martwić fakt, że kończy się weekend. Kiedyś całą niedzielę (a jeśli nie całą to przynajmniej od rosołu) chodziłem struty, że już koniec, że jutro do roboty, że łojezu czemu tak krótko i w ogóle. Teraz wiem, że wstanę jutro i od razu wpadnę w wir tysiąca rzeczy, które miałem do ogarnięcia na wczoraj i ani się obejrzę, a będę siedział w piątek wieczorem dzierżąc w ręku schłodzony bro. Wspaniała perspektywa.

Monday 17 March 2014

Marz

Ani się obejrzałem, a okazało się, że jest marzec. Znaczy połowa marca. Właściwie druga połowa marca. Dokładnie 17 marca. Od czasu ostatniego posta zimy praktycznie nie było, w związku z czym odpadł mój ulubiony temat czyli narzekanie na pogodę. U mnie nawet dużo. Byłem parę dni w heimacie, potem heimat był parę dni u mnie. Poza tym praca, wycieczki krajoznawcze (byliście kiedyś w Przedborzu?), wygrzewanie się w saunie i zabawy z dziewczynką, która wprowadziła się do mnie jakiś czas temu.




































Soundtrack na marzec: Cocteau Twins - "Garlands"

Saturday 1 February 2014

Post 201

Styczeń upłynął w tempie ekspresowym, głównie na pracy, wizytach gości i wkurwianiu się na pogodę.





Wednesday 8 January 2014

Post 200

Długi weekend bożonarodzeniowo-noworoczny zakończony. Tym razem świętowanie odbywało się w wersji "bez znieczulenia". Czas powrócić do tradycyjnego trybu praca-weekend opartego na zasadzie permanentnego niedospania.