Dziś na zakończenie starego roku, tradycyjne już narzekanie na pogodę. Jest to temat bardzo wdzięczny. Mógłbym o tym pisać, pisać i pisać. Więc piszę.
Zima, zima, gówniana zima. W tym roku pokrzyżowała mi plany świąteczno-noworoczne, a także korekty tych planów oraz korekty korekt. Najpierw wepchnęła niebieską strzałę do rowu, potem wprawiła jej rozrusznik w stan hibernacji, połamała nogę mamie, zmusiła do opuszczenia górskiej kryjówki i jeszcze zatkała mi nos.
Nie mogę uwierzyć, że latem tęsknie do zimy. Głupi jak glany Fafika czasem jestem.
From here to eternity.
No comments:
Post a Comment