W ostatni weekend większą grupą tj. kilka osób i jeden pies wybraliśmy się na spotkanie z nielichą architekturą. Część wycieczki, w tym pies, porażona rozmachem dzieła pozostała po bezpiecznej stronie bramy. Pozostała część kontemplowała już z bliska, wsłuchując się w grające przyjazną melodię dzwony, przywodzące nieco na myśl katedrę z pierwszego Fallouta. Porażeni skalą, przepychem, kondensacją cech narodowych i poziomem dla mecenasów opuściliśmy to miejsce za szybko, z poczuciem niedosytu, ale uwierzcie, nie dało się tego wszystkiego przyjąć na raz. I to nieprawda, że nie ma tam fajnych pamiątek. Ci, którzy tak twierdzili, zostali z niczym.
No comments:
Post a Comment