Święta góra Sobieszowa. Z ruinami świątyni prastarego kultu na szczycie, którego nieliczni już wyznawcy ukrywają się w lasach na północnym zboczu. Widoczna z każdego punktu osady oraz z kosmosu. Pani życia i śmierci. Uzależniająca jak heroina. Emanująca energią na całą okolicę. Odpowiedzialna za nastroje, pasje i namiętności śmiałków, którzy odważyli się osiedlić u jej podnóża. Z jednej strony hojna i łaskawa dla wiernych, z drugiej potrafiąca zamienić tych, którzy nie oddają należnego jej hołdu w bezduszne fantomy.
Pomimo trzaskającego mrozu zdobyłem jej szczyt. Tak jak co roku. Tak jak przez całe życie.
1 comment:
Podziwiam widoki, jak również pomysł zimowego wejścia na Chojnik. Ale jak się ma go "pod ręką"... Nas zachwycił latem i prawie pokonał - było chwilami znacznie trudniej niż wejść na Śnieżkę (wchodziliśmy razem z synem na wózku inwalidzkim). Dla takich widoków warto. Pozdrawiam z nizin.
Post a Comment