A było to tak. Pojechałem w "bardzo ważnej" sprawie służbowej do Lublina. Jako, że moja fryzura odbiegała nieco od ogólnie przyjętych standardów, postanowiłem wybrać się do fryzjera. Najbliższy "salon" znalazłem na "pięknym" osiedlu z wielkiej płyty. Było szybko, przyjemnie i tanio, a w dodatku tak jak lubię czyli w absolutnej ciszy, bo "przemiłej" pani nie zbierało się na pogaduchy. Po powrocie do hotelu wzięło mnie na oglądanie swojej przezabawnej buzi w lusterku. Moje zaniepokojenie wzbudził pukiel włosów wylegający się kołnierzu. Czym prędzej dobyłem z kieszeni telefon i cyknąłem sobie fotkę tyłu głowy. Kiedy ją zobaczyłem, zamarłem, gdyż moim oczom ukazał się
las krzyży dywan z włosów. Peleryna. Plereza. Płetwa. I w ten właśnie sposób zostałem czeskim piłkarzem (względnie czeskim metalem).
Finał tej historii jest niestety smutny. Z prędkością światła znalazłem się z powrotem na fotelu fryzjerskim i poprosiłem o amputację płetwy. Pani była zdziwiona, ale amputowała.
Fotkę tyłu głowy zachowałem na pamiątkę, ale tu jej nie wrzucę. Zainteresowanym mogę wysłać ją mailem.
Great!
No comments:
Post a Comment