Przez ponad pół roku nie byłem w heimacie. Pomijając koszmar dojazdu i powrotu niezwykle sympatycznie było wreszcie wyrwać się tam na kilka dni. Szczególnie, że zbiegło się to ze spóźnionym jedynie o dwa miesiące przyjściem wiosny. W końcu udało się i to całkiem nieźle nadrobić zaległości towarzyskie, których nazbierało się w ostatnich miesiącach dosyć sporo z powodu wzmożonego ataku p&p (praca&pandemia). Odbyłem również tradycyjną pielgrzymkę na świętą górę. Tym razem nie szturmowałem wieży, zadowalając się karczmą.
No comments:
Post a Comment