Dobrze podchmielony Andrzej baraszkował z dwójką synów w basenie, podczas gdy jego nadąsana żona siedziała z najstarszą córką na leżaku
- No chodź - rzucił do żony, ale ona zignorowała jego subtelną prośbę.
Ich licha opalenizna zdradzała, że przybyli dopiero dzisiaj. Biorąc pod uwagę, że było niewiele po drugiej, należało przypuszczać, że pojawili się w hotelu nie więcej niż dwie, trzy godziny temu. Nie mniej jednak wystarczyło mu to, aby ulokować się w pokoju, nawalić i poirytować małżonkę.
- No choooodź - jęknął przeraźliwie - odpowiedziała mu spojrzeniem, które wystarczyło zamiast stu słów. Ona już wiedziała. Doszło do niej, jak będzie wyglądał ten wyjazd. Apodyktyczny błazen. Ten sam, niezmienny od 12 lat idiota, który nie przysporzył jej nic innego oprócz upokorzenia.
- Nooo, choooodź, albo Cię wrzucę - wymamrotał z wody.
Tego już było za wiele. Podniosła się z leżaka i zdecydowanym krokiem ruszyła w kierunku hotelu. On wygramolił się z basenu i rzucił za nią. Złapał ją parę metrów przed schodami do lobby i próbował zatargać z powrotem do basenu, Był jednak zbyt pijany, dlatego nie miała dużego problemu żeby się uwolnić. Próbował jeszcze chwilę się z nią szamotać przy aplauzie starych, wytatuowanych Niemców, ale ostatecznie wobec swojej niemocy musiał skapitulować. Ona wbiegła na palcach do hotelu, próbując ukryć swój wstyd. Wakacje.
1 comment:
Trzeba było mu pomóc.By sie wykąpała i ten chrzest by sprawił że juz zawsze słuchałaby sie boskich męzczyzn.
Post a Comment